Dnia czwartego
Dnia czwartego jak codzień, zgodnie z powiedzeniem o pańskim oku, dawszy wsześniej w tym priorytetowym celu dyla z pracy, zmonitorowałam inwestycję.
Mimo niesprzyjającej aury z mżawką i iście afrykańską temperaturą + 3 stopnie, postępy widoczne.
Piątkowe palety z bloczkami w tajemniczych okolicznościach zniknęły z czeluści salonu i garażu. Za to wyrosły ściany fundamentu. Świeżo zaizolowane dysperbitem łechtały nozdrza w senne poniedziałkowe popołudnie. Zaś ich czerń charakternie podkreślała wielkość przyszłego domu. Wymiary nabrały realnych kształtów.
Jeszcze w piątek straszące nagością zbrojenia słupów dziś przywdziały już betonowe pokrycia.
Ot, ile można pchnąć roboty w 1 dzień:)